niedziela, 26 czerwca 2016

Kajetan - Cukrzyca 4-0

Ponad dwa tygodnie temu założyli "nam" pompę. Trochę się na nią naczekaliśmy, po drodze było kilka przygód. To odział szpitalny pełen dzieciaków, to znowu coś tam. Jednak w połowie czerwca udało się. Sprzęt od razu otrzymał status przyjaciela i został nazwany imieniem Insuś. Podczas wizyty w szpitalu przy okazji robimy gastroskopię. Kajtek ma podejrzenie o celiakie. Wyniki mamy otrzymać za trzy tygodnie, póki co już teraz przechodzimy na dietę bezglutenową. Trzeba się zacząć uczyć czegoś nowego.W sumie jak dla mnie to jedzenie bezglutenowe jest smaczne.

Ze szpitala wychodzimy w czwartek a w weekend pompa otrzymuje ciężką próbę - dwie imprezy biegowe do zaliczenia. Pierwsza z nich to Gryfny Bieg w ramach festiwalu kolorów w Katowicach. Świetna zabawa jak podczas biegu rzucają w ciebie farbami. Impreza dość blisko bo jakieś 6 km od domu więc jedziemy rowerami. To tak przezornie aby nie ubrudzić auta w drodze powrotnej. Pięć kilometrów zaliczone w super zabawie.

Z Gryfnego Biegu.
Kolejny dzień to Bieg Dzika. Nasza cykliczna impreza, którą systematycznie zaliczamy. Podczas tego występu borykamy się z niskim cukrem. Nie jest źle w końcu dopiero się uczymy życia z pompą. Kiełbasa z ogniska, bułka i wafelek załatwia sprawę niskiej glikemii.

Przed startem Biegu Dzika.
Następny weekend też nie należy do łatwych zaliczamy dwie imprezy. Pierwsza z nich to Bieg dla Słonia. Rewelacyjny bieg, gdzie nie ma pomiaru czasu, klasyfikacji, czy numeru startowego. Ponad tysiąc osób spotyka się o godz. 22:00 aby biegiem upamiętnić nieżyjącego Artura Hajzera. Trasa trochę wymagająca jak na ośmioletniego cukrzyka, więc jako wsparcie dostaje rower. Impreza na tyle udana, że do domu ściągamy po północy w końcu to koniec roku szkolnego.

Po Biegu dla Słonia
Nazajutrz zaczynamy prawie od południa - trzeba było odespać. Mamy w planach zaliczyć tym razem Siemianowicki Bieg Świetlików. Impreza zapowiada się świetnie. O to już dbają organizatorzy czyli MK team, którzy tworzą niezapomniane imprezy. Tym razem Kajtek startuje w biegu dla dzieci na 800 m o godzinie 13:30 i na tym etapie cukry mamy idealne. Druga część czyli główny bieg zaczyna się o 21:00. Tym razem w połowie dystansu cukier spada nam do 50. Szybko się docukrzamy i biegniemy do mety. Przed biegiem insulina obniżona, zjedzony batonik a tu jeszcze mało. Może powodem była pogoda, cały dzień upał, start za startem, po prostu zmęczenie. Jakby nie było to w jego wieku raczej nie jest się tak aktywnym, po prostu trzeba odpocząć i nabrać siły na dalsze wyzwania.

Siemianowicki Bieg Świetlików.
Młody nigdy nie był zmuszany do jakiegokolwiek startu. Zawsze jest pytany o zdanie. Tak jest też podczas samego biegu. Kontrolujemy to co się z nim w danej chwili dzieje. Było tak też zanim miał cukrzycę. nigdy nic na siłę. Ot takie rodzinne spędzanie czasu, bez rywalizacji czysta przyjemność. To ma się kojarzyć z czymś przyjemnym i o takie odczucia trzeba dbać. Na mecie zawsze jest nagroda, medal, dyplom, poczęstunek. Przed startem też się coś znajdzie na utrzymanie cukru w "normie". To właśnie po to aby dbać o te dobre uczucia, z którymi to ma się kojarzyć.

Uczymy się teraz jak opanować cukry podczas takich aktywności. Nie siedzimy w domu i nie czekamy aż cukier sam spadnie. Mamy coraz niższe zapotrzebowanie na insulinę, jedziemy już na minimalnych dawkach. Całe szczęście, że mamy teraz pompę, nie wiem jak by tu podać 0,3 jednostki penem do posiłku. Swego czasu przeczytałem jak jeden z rodziców był zdziwiony, że jego dziecko po kilku godzinach gry na konsoli ma wysoki cukier i boli go głowa w okolicach oczu. Oczywiście można wszystko ale z umiarem. Jeśli dziecko chce pograć na konsoli czy komputerze niech to robi ale, żeby to nie dominowało jego czasu wolnego. Przed taką grą, niech idzie z kolegami pograć w piłkę na boisku czy wyszaleć się na rowerze. Nie ma znaczenia czy to dziecko z cukrzycą, czy jakąś inną chorobą, czy całkiem zdrowe. Mamy coraz większe możliwości więc warto zainwestować w zdrowie naszych dzieciaków. Promujmy w śród nich aktywność i kibicujmy im.

Dlaczego 4-0? Kajtek pokonał na sportowo swoją cukrzycę. W dwa weekendy wystartował cztery razy na dystansie 5 km. W sumie to powinno być 5-0 bo w między czasie zaliczył jeszcze bieg dla dzieci na 800 m ale kto by takie drobnostki pamiętał i wyliczał. Ok mogło być faktycznie 5-0, gdyż Kajetan na koniec roku szkolnego przyniósł odznakę wzorowego ucznia. Szczęście, że te nieobecności spowodowanie cukrzycą nie przeszkadzają mu w nauce. Nie wiem o co chodzi ale u nas w rodzinie nigdy nikt nie był wzorowym uczniem...

Koniec szkoły - wakacje czas zacząć.
Ważne jest aby dziecko czy to zdrowe czy nie, chciało spędzać aktywnie czas. Nie chodzi tu o to aby od razu kazać im się zarzynać na jakiś imprezach biegowych. Czasami wystarczy dziecko wysłać na podwórko aby tam się wyszumiało razem z rówieśnikami. Nie chcę, żeby to wyglądało na pouczanie tu kogoś. Moją intencją jest raczej pokazanie alternatywy dla komputera i TV. Drodzy rodzie, opiekunowie, ciotki i wujkowie, kuzyni i dziadkowie wyciągamy z domu tych najmłodszych i pokazujemy im jakie korzyści płyną z aktywności. Nie będę już pisał o samych korzyściach bo każdy doskonale je zna. Do boju!

Tata

wtorek, 7 czerwca 2016

5 dla Bartka - tak się walczy z niepełnosprawnością.

Bieg, który nie da się porównać do żadnych mi znanych imprez. Powodów jest kilka. Przede wszystkim jest to osoba małego chłopca Bartka, który urodził się bez stopy. Mimo to pokazuje wszystkim jak iść do przodu. Kolejnym powodem są rodzice Bartka, którzy udowadniają, jak normalnie żyć z niepełnosprawnością swojego dziecka. Trzeba też wspomnieć o członkach drużyny Bartkowej, którzy są niezwykłą społecznością wspierającą małego chłopca, no może nie tak małego już. Wiadomo jest to bieg i ktoś musi wskoczyć na podium, jednak w głównej mierze jest to bardziej happening niż rywalizacja. Wszyscy pokazują wielkie serce. Nikt tu nie płacze i nie narzeka. Każdy walczy aby dotrzeć do mety udowodnić, że można. Jest też mnóstwo uśmiechu, wzajemnej życzliwości, empatii i dobrego słowa.

Ta impreza to już jest marką samą dla siebie. Wszystko odbywa się tak jak powinno, czyli z radością i wzajemnym poszanowaniem. Jest to też miejsce ogromnie motywujące do dalszego lepszego działania. Tak własnie powinna wyglądać nasza codzienność. Czasami gonimy za nie wiadomo czym a to miejsce pokazuje nam jak zwolnić tempo i jakie rzeczy są ważne.

Bardzo się cieszę, że mogłem już po raz trzeci uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Dwie poprzednie edycje nauczyły mnie wiele. Przede wszystkim jak być rodzicem niepełnosprawnego dziecka. Odbierając te lekcje od rodziców Bartka, nie wiedziałem jeszcze, że będę je wykorzystywał na własnym podwórku. Dzięki członkostwu w tak znamienitej drużynie, nie miałem wyboru jak przejść do porządku dziennego nad cukrzycą Kajtka. Dziękuję za to.

Tacy z nas bohaterowie.
5 dla Bartka uczy wszystkich jak się nie poddawać. Nie ma co siedzieć i płakać nad swoim losem. Rodzice Bartka udowadniali to już nie raz a dzisiaj przypieczętowali to zapraszając znakomitych gości jak Danuta Bujok i Jack Strong. Ci niezwykli goście pokazali podczas biegu jak się walczy z przeciwnościami losu. Brawo dla znamienitych  gości. Cieszę się, że mogłem odkryć takie niezłomne charaktery. Aczkolwiek bardzo żałuję, że nie było mi dane uczestniczyć w konferencji w przededniu biegu. Na pewno było o czym słuchać. Mam nadzieję, że będę mógł to kiedyś nadrobić.

Danuta Bujok i Jack Strong
Co do samego występu Kajtka, to był on podzielony na dwie części. W pierwszej kolejności był start dla dzieci na długości 800 m. Start z poziomem 123 i na mecie medal z pączkiem.

Pączek najważniejszy po biegu.
Pomiędzy jednym a drugim biegiem mamy chwilę aby zjeść drugie śniadanie z pączkiem w roli głównej. Przed głównym biegiem nawet nie sprawdzamy poziomu, gdyż przed dwudziestoma minutami było jedzenie. Ok startujemy. Po trzecim kilometrze Kajtek chce sobie zrobić pomiar. Wynik to 80, nisko, wcinamy cukierka. Pączek nie działa na bieganie, pewnie wywali cukier później. Biegniemy do czwartego kilometra i znowu się mierzymy. Tym razem na liczniku mamy 75, idzie drugi cukierek. Wpadamy na metę szczęśliwi. Z pączkiem będziemy pewnie walczyć wieczorem.

Nasza drużyna.
Po biegu udało mi się zamienić kilka słów z Damianem, ojcem Bartka. Rozmawialiśmy o problemach osób niepełnosprawnych w naszym kraju. Nie ważne czy to dziecko czy dorosły a i tak ma przechlapane. Żyć się da ale jest żal, że nie można tego robić na wyższym poziomie. Trochę ponarzekaliśmy na to co dostaje niepełnosprawny od naszego państwa. Porównaliśmy to z innymi krajami. Wspólnie doszliśmy do przykrego wniosku: jesteśmy krajem trzeciego świata. Żaden z nas nie narzekał na niepełnosprawność swojego dziecka, tylko na to co możemy zaoferować Bartkowi czy Kajtkowi w ramach dostępnych dla nas środków. Niestety chłopcy będą musieli jeszcze poczekać na sprzęt z najwyższej półki.

Wyjazd do Kielc odchorowałem na tyle, że na dwa dni musiałem przerwać pisanie tego krótkiego tekstu. Rozpoczęta wcześniej terapia antybiotykiem położyła mnie do łóżka na dwa wieczory. Zabawniejsze jest to, że Kajtek też się rozchorował przed biegiem ale jemu to jakoś przeszło bez niczego. No cóż co młody organizm to nie stary pryk.

Pączek wyskoczył o godzinie 15:00 z wynikiem 214 ale po tak aktywnym dniu szybko samo leciało w dół. Należała się taka nagroda i już.

Polecam każdemu kto chce się przekonać, jak pokonywać codzienne przeciwności losu. Więcej informacji znajdziecie tutaj. Akcja, którą prowadzi Damian z Karoliną na rzecz swojego syna to nie jest już zwykła pomoc. Przerodziła ona się w edukację naszego społeczeństwa, dająca dobre wzorce. O tym z kolei możecie poczytać tutaj.

Tata