sobota, 23 kwietnia 2016

Miała być pompa a wyszły lody - to tylko cukrzyca.

Młody miał mieć podłączoną pompę. Zwarci i gotowi ruszyliśmy z rana do szpitala. Po kilku minutach jazdy mamy telefon ze szpitala, że nas dzisiaj nie przyjmą. No cóż zdarza się. Wkurzeni na maksa wracamy do domu. Niestety to już kolejny raz jak nas odsyłają z kwitkiem. Pani oferuje, że może nam dać najbliższy wolny termin ale nam jednak to nie pasuje. Kolejny termin mamy dopiero na czerwice. I jak mamy do tego czasu żyć bez pompy, tak tylko na penach? No cóż znowu zaciśniemy zęby i przetrwamy ten trudny okres. No dobra bez jaj i do sedna.

Rzadko nam się zdarza, że jesteśmy wszyscy przez cały dzień razem. Tym razem się udało i jakoś to trzeba było przeżyć. W pierwszej kolejności padło na zakupy, na które nigdy nie było czasu. Następnie coś trzeba było zrobić z cukrami młodego a że cukier nie lubi aktywności to wybraliśmy się do parku. Tym razem wszyscy na rowerach, choć nie wiem czemu nikt nie zdecydował się na bieganie?

Szczęśliwi, że słońce świeci, że można być razem nikt za bardzo nie przejął się jakąś tam cukrzycą. Więc jedziemy i po pierwszym kilometrze na parkingu pod jednym z marketów młody chce zmierzyć sobie cukier. Wtedy przypomnieliśmy sobie, że powinniśmy to zrobić przed wyjazdem ale co tam kto by o tym pamiętał w chwili szczęścia. Więc mierzymy a tam na liczniku pokazuje się wynik 34. Ups... Trzeba się szybko docukrzyć. Zaglądam do torby ze sprzętem i wyciągam płynną glukozę taką w żelu. Ale zaraz przecież jesteśmy pod dyskontem a tam w środku są soki tańsze od naszej glukozy. Mama idzie do sklepu a Kajtek zaczyna wcinać cukierki. Po chwili uzupełniamy dalsze węgle sokiem odczekujemy kilka minut i dalej w drogę.


Po kolejnych kilometrach już w parku sprawdzamy cukier mamy 130. Skoro jesteśmy już w parku to czemu by nie lody. Ta cukrzyca taka zła jest i na nic nie pozwala ciągle tylko dieta, zastrzyki, ciągły poziom glikemii. No niestety nasza rodzina jest złośliwa i cukrzykowi daje lody do zjedzenia. Okropieństwo. Gdyby to tylko widziała nasza pani dietetyk ze szpitala to chyba by nas żywcem pożarła ze złości. Krnąbrna rodzina nic się nie nauczyła na szkoleniu!


Czas się zbierać w dalszą drogę. Robimy rundkę po parku, sprawdzamy cukier. Jest 111, jest dobrze. Coś słodkiego bo przed nami jeszcze kilka podjazdów w drodze do domu. Spokojnym i dostojnym tempem przemierzamy miejski park, podążając do domu. Można uznać ten dzień za udany mimo zmiany planów. Było super, ot taki normalny dzień.

Nie siedzimy w domu w oczekiwaniu na to, że cukrzyca sobie pójdzie. Wychodzimy jej na przeciw pokazując żeby za bardzo się nie wychylała bo i tak to my tu rządzimy. Skoro trzustka od Kajtka odmówiła posłuszeństwa to my załatwiamy sprawę za nią. Przeszliśmy z trybu automatycznego na manualny i dajemy radę.

W środowisku rodziców dzieci z cukrzycą wypowiedzenie słów "to tylko cukrzyca" jest ciężkim grzechem. Wszyscy muszą cierpieć, dziecko, rodzice i rodzeństwo. Niestety nie wiem czy coś można z tym zrobić. Ja się cieszę, że to tylko cukrzyca. Cieszę się, że moje dziecko może się normalnie bawić, chodzić do szkoły, uprawić sport i układać swoje ulubione klocki. Moje dziecko nie potrzebuje wózka aby się przemieszczać, nie jest przykute do łóżka, jest świadome tego co się z nim dzieje i z tego się cieszę. Oczywiście ma też swoje humory i doprowadza czasami swych rodziców do furii. Mamy jednak szczęście, że to tylko cukrzyca, nad którą panujemy (jako tako). Nie zmienia to faktu, że jeśli Kajtek byłby w innym stanie to ja dalej byłbym jego ojcem. Mój syn jest całkiem normalnym dzieckiem. Potrafi przesiedzieć na osiedlowym boisku trzy godziny. Chce już sam chodzić i wracać ze szkoły. Nie mogę mu tego zabronić. Cieszę się po prostu, że dajemy radę. W sumie to nie mam się czym martwić.

Obserwuje rodziców, którzy mają dzieci niepełnosprawne. Te rodziny naprawdę mają kolorowe życie mimo niepełnosprawności swych pociech. Tam nikt nie narzeka, że jest źle tylko cieszy się z tego co ma. Każdy wiedzie normalne życie. Po prostu inaczej się nie da i oni doskonale o tym wiedzą i napędzają innych. Życzę im siły bo dla wielu są wzorami.

Ja mam to szczęście, że mogę powiedzieć: to tylko cukrzyca.

Zdrowia dla wszystkich!

Tata

niedziela, 10 kwietnia 2016

Nie ma odpoczynku.

Przy cukrzycy dziecka człowiek ma trochę mniej czasu dla siebie. Wszystko się rozbija o utrzymanie cukru na odpowiednim poziomie. Tak jest rola rodzica dziecka, które jeszcze nie potrafi samo zapanować nad swoją chorobą. Mój syn raczej jest zaradny i potrafi zrobić przy sobie wiele rzeczy związanych z jego chorobą. Niestety nie potrafi wszystkiego gdyż jest na to jeszcze za mały. 
Najważniejszą rzeczą jaka jest do zrobienia przy dziecku to pokazanie mu "normalności". Choroba nie może być przeszkodą do rzeczy, które lubił przed postawieniem diagnozy. Skoro lubił sport to dlaczego nie ma go uprawiać teraz, tym bardziej, że wysiłek fizyczny jest jednym z fundamentów dobrze prowadzonej cukrzycy. Tym oto sposobem kontynuujemy to co rozpoczęło się na długo przed zachorowaniem.
W naszej okolicy pojawiła się nowa seria biegów po lesie pod nazwą Bieg Wiewiórki. Był to trzeci start tej udanej serii. Oczywiście zameldowaliśmy się z młodym w biurze zawodów aby się zapisać. Biegi jak to biegi niestety nie są organizowane pod dachem i tym razem się rozpadało. Przed wyjściem z domu ustaliliśmy, że mimo wszystko biegniemy, zresztą nie pierwszy raz w deszczu.
Pomiar cukru przed startem i mamy 123 na liczniku. Jest dobrze. Kinder czekolada w ruch i czekamy na start.
Trasa super bo wszystko po lesie a i trochę wody można zobaczyć. Wpadamy na metę, mierzymy cukier. Mamy wynik 61 czyli nisko ale tego można było się tego spodziewać. Dwa łyki soku, kajzerka do ręki i zasłużony odpoczynek dla Kajtka. Jeszcze tylko odbiór dyplomów i do domu.
W domu po 30 minutach kolejny pomiar i tu niespodzianka bo miało być max 140 a dobiło nam do 240. Wraz z żona stwierdzamy "odbicie". Komentowaliśmy to tak jak starzy wyjadacze diabetologi a tu staż dopiero kilka miesięcy. Cóż takie przygody też się zdarzają.
W domu odpoczęliśmy trochę i trzeba było zasuwać na basen gdzie były już umówione kolejne zajęcia. Młody wystartował z poziomem 190, po 30 minutach schodzi do poziomu 72 więc się docukrzamy. Kolejne 30 minut i kończymy na 142. Nasza Pani od pływania nie daje szansy na wysoki cukier.
Całe szczęście, że dzień był deszczowy i Kajtkowi nie chciało się iść na rower w deszczu. Prawdę mówiąc to szkoda, że trzeba chodzić do szkoły i do pracy. Jakbyśmy mieli wolne od obowiązków to byśmy chyba musieli zrezygnować z insuliny. No ale obowiązki też są potrzebne i czegoś nas uczą.
Tak więc nie ma co siedzieć w domu i zastanawiać się jakie to my mamy ciężkie życie. Nawet na chwilę nie możemy pokazywać małemu choremu naszych słabości. Mamy być wzorem oraz pociągiem do dobrych nawyków. Dzieciaki są zapatrzone w rodziców jak w obrazek więc wykorzystajmy to zanim będzie za późno. Zresztą co ja plotę, pewnie już od dawna tak samo postępujecie.
I żeby nie było u nas nikt nikogo do niczego nie zmusza. Młody chce biec to biegnie, chce iść na rower to idzie. W większości to są jego pomysły my to tylko akceptujemy.
Tata

P.S. Dzisiaj znowu wypalił z basenem i trzeba było iść. Ale tym razem to była czysta zabawa bez pływania kolejnych długości.