niedziela, 28 maja 2017

5 piątka dla Bartka

Nie umiem pisać recenzji z biegów, prawdę mówiąc to kiepsko idzie mi pisanie o czymkolwiek. Jest jednak raz w roku taki bieg o którym warto coś napisać. 5 piątka dla Bartka jak sama nazwa sugeruje to bieg na dystansie 5 km, któremu towarzyszą biegi dla dzieci na dystansie 400 i 800 metrów. W tym roku tradycyjnie Kajtek wystartował na dystansie 800 metrów a później z nami w biegu głównym na 5 km. Przed biegiem cukier 106, aktywna insulina jest więc się dosładzamy. Po biegu cukier 86 i zabawa przy kurtynie wodnej. Tyle z suchych faktów, więcej nie ma sensu tu pisać.



Piątka dla Bartka to bieg, gdzie dystans i czas jego pokonania dla większości osób schodzi na dalszy plan. Wiadomo ktoś musi wygrać a ktoś musi być ostatni, jednak nie to jest najważniejsze. Najważniejszy jest mały Bartek. Bartek to mały chłopiec, który urodził się bez stopy, jednak tą małą niedogodność ma zwyczajnie gdzieś a jego rodzice z braku stopy u swego syna stworzyli jedyną w swoim rodzaju broń. Broń, którą mogą a nawet muszą wykorzystywać wszyscy rodzice na świecie.



Karolina i Damian to prawdziwe wzory jak niepełnosprawność dziecka przekuć w siłę. Pokazali wszystkim jak należy walczyć z przeciwnościami losu. Dlatego to Karolina jako jedna z pierwszych osób dowiedział się, że mój syn zachorował na cukrzycę. Wiedziałem, że nikt nie zrozumie tego lepiej niż ona. Warto w tą jedną niedzielę w roku przejechać te kilkaset km i uściskać ich.



Dla cukrzyka ten bieg powinien być wyznacznikiem jak walczyć z przeciwnościami losu. Brak stopy czy cukrzyca to żadne wymówki. Dziecku trzeba pokazać, że niepełnosprawność w życiu codziennym powinna zejść na drugi plan inaczej można by zwariować. 


Takich imprez biegowych na pewno znajdzie się wiele, rodzice Bartka nie są jedyni. Jednak oni są najbliżsi memu sercu. To dzięki nim dzisiaj na cukrzycę Kajtka patrzę z góry i wiem, że robię dobrze. Karolina i Damian nauczyli mnie jak być rodzicem dziecka niepełnosprawnego. Każde spotkanie z nimi to dla mnie zaszczyt. Ile bym nie napisał to zawsze będzie mało.

Dziękuję
Tata cukrzyka

czwartek, 25 maja 2017

Co mi przyniosła cukrzyca typu 1 mojego dziecka.

Kiedy wszystko szło w miarę gładko bez większych problemów, pojawiła się ona. Cukrzyca typu 1 u dziecka to szok, zresztą każda cięższa choroba potrafi zwalić z nóg większość rodziców. Szpitalne sale jakoś nigdy nie napawały mnie wielką radością, wolałbym siedzieć na kanapie w ciepłym domu niż na metalowym łóżku w kilkuosobowej sali. Niestety pobyt w szpitalu nie należał do zbyt przyjemnych. Choć muszę przyznać, że personel robił co mógł aby ten pobyt był jak najmniej stresujący. No może prawie cały personel.

Po wyjściu ze szpitala czekało nas całkiem nowe życie. Przynajmniej tak to wtedy wyglądało. Trzeba było się wszystkiego nauczyć. W pierwszej kolejności trzeba było opanować stres i zacząć racjonalnie myśleć. Tylko w ten sposób można było pojąć wszystkie nauki zawiązane z cukrzycą. Dawki insuliny, spożywane węglowodany, białka i tłuszcze, korekta, indeks glikemiczny, hemoglobina glikowana, hipoglikemia i hiperglikemia wszystko to było nowe i nieznane. Jednak jak się okazało to szybkie do przyswojenia i zrozumienia. Wszystkie nowe definicje i zależności pomiędzy nimi dały możliwość szybkiego powrotu do normalności.

Jak się dosyć szybko okazało w naszym dotychczasowym życiu zbyt wiele nie uległo zmianie jak to się na początku mogło wydawać. Kajtek szybko wrócił do szkoły, która go ciepło przyjęła. W dużej mierze przyczyniła się do tego jego Pani wychowawczyni, która wspaniale wszystko zorganizowała. My wróciliśmy do pracy, wszystko po staremu.



Jednak nie tak do końca. Cała rodzina musiała nauczyć się żyć z cukrzycą dziecka. Po pewnym czasie wszystko co z nią związane zaczęło być raczej rutyną a nie obciążeniem. Wiadomo, kłócie się po palcach kilkanaście razy na dobę czy podawanie insuliny jest kłopotliwe. Rodzić bez mrugnięcia okiem oddał by swoje palce do pomiaru cukru jakby to było możliwe. Niestety tak się nie da. Jednak z drugiej strony dzięki tym kilku niedogodnością moje dziecko żyje i ma się całkiem dobrze. Może robić co tylko chce (oczywiście tylko to na co ja pozwalam), chodzi do szkoły, bawi się z kolegami na podwórku, spędza aktywnie czas z nami rodzicami.

Więc co nam dała ta cukrzyca? Przede wszystkim zaprowadziła w rejony życia wcześniej nie odkryte jakimi jest budowanie normalności, której brakuje choremu. Pokazała, że nie ma rzeczy niemożliwych, jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia. Cukrzyca nie dominuje życia, jest jakby dodatkiem, który musi z nami być. Przy okazji zweryfikowałem moje ateistyczne poglądy, okazało się że jednak w coś wierzę... w glukometr i insulinę.



Dzięki tej chorobie delikatnie liznąłem problemów rodziców dzieci niepełnosprawnych. My rodzice słodziaków mamy w miarę normalne życie. Możemy spokojnie patrzeć jak nasze dzieci rosną. Niestety nie każdy rodzić ma takie szczęście. Dlatego irytuje mnie ciągłe użalanie się nad sobą. Nie mógłbym spojrzeć rodzicowi dziecka z nowotworem w twarz jeśli bym się użalał nad swoim dzieckiem. Zawsze będę twierdził, że mam szczęście iść w nocy zmierzyć cukier dziecku. Są rodzice, którzy nie mają takiej szansy... ich dzieci nie dały rady... Tych rodziców jest mi żal i im współczuję.

Co najważniejsze poznałem wiele wspaniałych osób. Z czasami wirtualne znajomości przerodziły się w spotkania w realu i tylko potwierdziły jacy to wartościowi ludzie. Niektórzy sami chorują a inni są rodzicami, każdy z nich robi coś aby pokazać gdzie jest miejsce dla cukrzycy. Jedni uprawiają sport i motywują innych, pomagają dzieląc się swoim doświadczeniem. Drudzy wspaniale wychowują swoje dzieci, które są świadome swojej choroby i potrafią sobie z nią radzić. Dzięki takim wzorom wiem, że idę w dobrą stronę.

Trzymajcie cukier
Tata cukrzyka